środa, 11 maja 2011

Yerself Is Steam (1991)


Yerself Is Steam to pierwszy album grupy Mercury Rev, charakteryzujący się połączeniem "słodkawej" psychodelii (przynajmniej na pierwszej części płyty) oraz potężnego noise rocka - słowem, fan jednego lub drugiego (lub obu) znajdzie tu coś dla siebie. Sam tytuł płyty jest grą słowną na wyrażeniu "You're self-esteem" (nie wiem, jak to w dosłownym znaczeniu przetłumaczyć, chodzi tu raczej o przewartościowanie własnej osoby), które pojawia się w pierwszym utworze, Chasing A Bee. Jak mówiłem, pierwsza część płyty to słodkawa psychodelia, podana w hałaśliwym "sosie", czyniąc z tego bardzo nietypową mieszankę, której jednak słucha się z przyjemnością. Druga część jest inna, lekki klimat zastąpiła mroczna otoczka (najbardziej widoczna na monumentalnym Very Sleepy Rivers); co najważniejsze, "przejście" z jednego klimatu do drugiego nie wydaje się być zrobione na siłę, bardziej wygląda to jak naturalna kolej rzeczy (przypomina mi to album The Perfect Prescription grupy Spacemen 3, o nim też niedługo napiszę). Najlepsze wg. mnie utwory? Syringe Mouth i Frittering: pierwszy to czysta energia i moc, chwytliwa melodia w hałaśliwej otoczce; drugi to melancholijna ballada (z jedną z najlepszych solówek, jakie słyszałem w życiu, serio). Jak zwykle polecam, aż dziw, że płyta ta nie zdobyła większego rozgłosu. A powinna.

Link w "czytaj więcej".

niedziela, 8 maja 2011

Prole Art Threat (1981)


Possibly the greatest potential ringtone that has ever existed.

Bowery Electric (1995)


Bowery Electric to pierwszy album zespołu o tej samej nazwie, który został nazwany "pierwszą falą amerykańskiego shoegaze'u". Jest to jednak krzywdzące dla grupy, jako, że muzycznie ich album odbiega od, dajmy na to, słodkawego Loveless. Ich muzyka jest zdecydowanie mroczniejsza i bardziej zbliżona się do dokonań Massive Attack na Mezzanine (aczkolwiek Bowery Electric został wydany o wiele wcześniej). Mamy tu rozmytą ścianę gitar, rytmiczną perkusję, melodyjny bass i przyciszone wokale, głównie autorstwa wokalistki Marthy Schwendener. Wszystko to okraszone mrocznym, klaustrofobicznym klimatem, który odróżnia album od setek innych "szugejzów". Co bardziej "czepliwi" mogą doczepić się monotonności na płycie, głównie ze względu na powtarzany wciąż schemat "depresyjny klimat-ściana gitar-rytmiczna perkusja". Ale według mnie, to trochę tak jak z ambientem - trzeba usiąść w jakiś leniwy, spokojny wieczór, włączyć ten album i pogrążyć się w dźwięku, bez dogłębnej "analizy" każdego utworu. Nie utrudniajmy sobie życia ;). Gorąco polecam.

Link w "czytaj więcej".

sobota, 7 maja 2011

Oh No! Bruno! (1989)


Za miesiąc grają w Poznaniu, a ja kruwa pieniędzy nie mam :C

F♯ A♯ ∞ (1998)


Prezentuję dzisiaj jeden z najlepszych albumów w historii. Nagrany w 1997 roku, F♯ A♯ ∞ jest pierwszą płytą (no, może nie do końca) kanadyjskiej grupy Godspeed You! Black Emperor. Początkowo wydane tylko na winylu, ograniczonym do 500 kopii i bez żadnego wsparcia typowo marketingowego, od razu zwróciło uwagę miejscowych pism muzycznych, które zachwalały wyjątkowość i niesamowitą głębię nagrań. Do rzeczy - album skupia się na tematyce "post-apokaliptycznej", czyli jest to jakby "theme" do końca świata. Całkiem ciekawie, czyż nie? Klimat jest pierwszorzędny; gdy słuchacz wkłada płytę do napędu - momentalnie odlatuje na ponad godzinę. Gatunkowo jest to mieszanina post-rocku i ambientu, zawarte są również sample nagrane przez członków zespołu, które pogłębiają no i tak niesamowitą atmosferę. Słowa nie są w stanie oddać geniuszu kanadyjskich muzyków, po prostu musicie sami się przekonać. "Essential listening", jak to angole mówią.

Link w "czytaj więcej".

piątek, 6 maja 2011

This Nation's Saving Grace (1985)


Album ten uważany jest za przełomowy w karierze grupy The Fall, jak i za najlepszy album w dyskografii; według wielu późniejsze płyty nie dorównały jakością This Nation's Saving Grace. Odrobina historii: w 1983 roku, do zespołu dołączyła niejaka Brix Smith, niewiele wcześniej poślubiona żona Marka E. Smitha. Od tamtej pory w muzyce zespołu zachodziły gruntowne zmiany, warstwa dźwiękowa stała się "lżejsza", pojawiły się bardziej popowe melodie, pozbyto się ciężkiego klimatu znanego choćby z Perverted By Language. Efektem tych zmian jest właśnie This Nation's Saving Grace, stylistycznie zbliżające się bardziej ku nurtowi New Wave, niż ciężkiemu Post-Punkowi, opanowanym wcześniej do perfekcji przez ekipę Smitha. Specyficzny klimat nadało tu wykorzystanie syntezatorów (zwłaszcza na kawałku L.A.) oraz bardziej "artystyczne" podejście (jak np. I Am Damo Suzuki, który poza tym, że jest hołdem złożonym wokaliście zespołu Can, złożony jest z pociętych elementów utworów wymienionej grupy). Jednak nie zapomniano kompletnie o pierwotnym charakterze, czego wyrazem może być dość ostry i szorstki Bombast. Podsumowując, jest to jeden z najlepszych albumów The Fall jak i lat '80; dowodem na to może być prawie stała obecność w rankingach najlepszych płyt z tamtego okresu. Z mojej strony jak zwykle polecam, pozycja obowiązkowa do przesłuchania.

Link w "czytaj więcej".

czwartek, 5 maja 2011

Love My Way (1982)


Piosenka mego dzieciństwa, serio.

Innerspeaker (2010)


Innerspeaker to debiutancki album australijskiej grupy Tame Impala, grającej psychodelicznego rocka. Ja bym tego tak nie zawężał, ponieważ "wpływów" słychać o wiele więcej. Jest to bardziej mieszanka psych-rocka z lat '60, wokali a'la The Beatles i energicznych rytmów, nie zabrakło też także dość "ostrych" brzmień, chociaż całość jest bardziej utrzymana w "słodkawym" klimacie. Większa część albumu jest dość lekka w odbiorze i powoduje lekki odlot, końcowe utwory stawia bardziej właśnie na cięższy wydźwięk, co już mniej przypadło mi do gustu, choć nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Ogółem jednak polecam, mam nadzieję, że płyta się wam spodoba.

Link w "czytaj więcej".

środa, 4 maja 2011

Perverted by Language (1983)


To chyba mój ulubiony album The Fall, głównie ze względu na umieszczony na nim utwór Tempo House (tak, ten, od którego wzięła się nazwa bloga). Jest to taki pośrednik między punkową zadziornością Live at the Witch Trials i artystycznym podejściem na This Nation's Saving Grace. Momentami, Perverted by Language uderza po uszach swoim ostrym brzmieniem (Neighbourhood of Infinity), by zaraz potem "uspokoić" słuchacza (Garden). Zachwyca mnie swoista "surowość" płyty; Mark E. Smith nie cacka się i zabiera nas do swojego, jakby nie powiedzieć, pokręconego i "robotniczego" świata (dość powiedzieć, że nie ma ukończonych żadnych studiów i po skończeniu szkoły całe swoje życie poświęcił The Fall, co zresztą widać po ilości wydanych płyt). Warstwa muzyczna to jednak jedno, drugą b. mocną stroną są teksty. Nieprzejrzyste, pełne gierek językowych oraz nawiązań do ówczesnych lat (album został wydany w 1983 roku), powodują, że za każdym przesłuchaniem, można odkryć coś nowego. Naprawdę polecam, ja sam uwielbiam tę płytę (jak i całe The Fall) i myślę, że wam też powinna się spodobać.

Link w "czytaj więcej"

poniedziałek, 2 maja 2011

A I A: Alien Observer / Dream Loss (2011)


Alien Observer i Dream Loss to dwa wydawnictwa z serii A I A artystki ukrywającej się pod pseudonimem Grouper. Nie znam zbytnio jej poprzednich dokonań (musiałbym się nieco "doedukować"), lecz bez porównania do nich mogę powiedzieć, że opisywane, najnowsze albumy są bardzo dobre. Muzycznie, Dream Loss i Alien Observer zbytnio się nie różnią, chociaż na tym drugim instrumentarium wydaje się nieco większe. Tym, co "dzieli" oba nagrania jest klimat. Dream Loss charakteryzuje się dość melancholijnym (żeby nie powiedzieć, smutnym) klimatem. Można by powiedzieć, że to istny soundtrack do samobójstw (lol). Alien Observer z kolei jest jakby "wybudzeniem" się ze złego snu (Dream Loss) i powolnym ujściem do innego, "kosmicznego" wymiaru, gdzie nic nas nie będzie przejmować. Wspólnym elementem obu płyt są rozmyte pasaże dźwiękowe i piękne harmonie, powodujące kompletne "wyłączenie się" słuchacza. Przypomina mi to nieco dokonania Tima Heckera, jednak tutaj nagrania są utrzymane w konwencji "lo-fi" i brak tu tego studyjnego dopracowania kawałków, co z kolei przybliża Grouper do twórczości znanej już czytelnikom grupy Flying Saucer Attack. Polecam przynajmniej jednokrotne przesłuchanie, mam nadzieję, że się nie zawiedziecie.

Link w "czytaj więcej".